Wybierz segment, który Cię interesuje:
- POLSCY PRZEMYTNICY
- DROGA DO HOTELU I HOTEL
- KOKODA
- KAVA
- BEZPIECZEŃSTWO I LOKALNY TRANSPORT
- SIGATOKA
- SZALONA RODZINKA Z NOWEJ ZELANDII
- OKOLICE HOTELU TAMBUA SANDS
- TAJEMNICZA SKRZYNIA Z PLAŻY
- KANIBALIZM NA FIDŻI
- KOŚCIÓŁ NA FIDŻI – MSZA ŚWIĘTA
- NADI
- MODRIKI ISLAND – TOM HANKS – CAST AWAY. POZA ŚWIATEM.
Jesteśmy obecnie w Sydney. Trzeba wyruszyć gdzieś dalej. Nasz wybór pada na Fidżi!!
Któż nie marzył o wyjeździe na „koniec świata i jeszcze dalej” jak mawiał Buzz Astral w bajce Toy Story 🙂
Fidżi to idealna destynacja, daleko, pięknie, trochę dziko….coś całkiem innego, więc lecimy!
Bileciki zarezerwowaliśmy w australijskich liniach JetStar (tania linia Quantasa). Lot z Sydney do lotniska w Nadi trwał 4 godziny.


Trochę miałam cykora wylatując z Australii z zamiarem powrotu będąc na wizie studenckiej, ponieważ kilka osób nastraszyło Nas, że niby nie wolno w trakcie trwania zajęć w szkole opuszczać terenu Australii, ale jakoś dałam radę 🙂 Mariusz tego problemu nie miał ponieważ posiadał wizę Work&Travel ! Ale tak jak mówię, decyzja podjęta – lecimy najwyżej mnie nie wpuszczą z powrotem, nie skończę kursu o jakże prestiżowo brzmiącej nazwie „Diploma of Business” i będziemy kombinować dalej 😛
Powracając do Fidżi.
Spakowaliśmy swoje 2 walizeczki, do torebki na drogę jakieś kanapeczki i inne jedzenie. Pojechaliśmy na lotnisko Uberem, odprawa, wejście na pokład i lecimy!
Po 4h lotu, o których wcześniej wspominam, bez większych turbulencji dotarliśmy na lotnisko w Nadi na Fidżi.
Na lotnisku w drodze po bagaże Panowie w fidżyjskich koszulach „Bula shirt”, grają na gitarkach, śpiewają i witają podróżnych w swoim kraju.
POLSCY PRZEMYTNICY
Wesoło idziemy sobie, szczęśliwi po bagaże, po drodze odbębniając kontrolę paszportową i prześwietlanie bagażu podręcznego.
Pan prześwietla i prześwietla bagaż Mariusza, trochę długo to trwa… wjeżdża , wyjeżdża tym plecakiem….coś mówi …. woła jakąś kobietę…patrzą w tym skanerze i oglądają ten plecak.
My, już nerwowi zastanawiamy się co oni tam znaleźli…bagaże podręczne mieliśmy cały czas przy sobie, nic przecież nie mogło nam zostać podrzucone…..
No nic, w końcu zostaje wezwana policja, a my poproszeni o podejście do plecaka Mariusza i otwarcie go.
Pot spływa z czoła, człowiek w stresie, że Nas zaraz zamkną nie wiadomo za co.
Pani policjantka wyciąga z plecaka…..KANAPKĘ Z KURCZAKIEM, i pyta czy przylecieliśmy lotem z Australii czy Nowej Zelandii…..konsternacja….o co chodzi, mówimy prawdę – „ Z Sydney przylecieliśmy, ale co się stało, co to za zamieszanie”?
Służby lotniskowe i policjanta (a trochę się tych osób zebrało, plus inni ludzie którzy się patrzyli co się dzieje) , oświadczyły Nam iż „ możemy zostać posądzeni o PRZEMYT KURCZAKA Z TERENU AUSTRALII” , ponieważ na teren Fidżi zakazany jest wwóz drobiu! Gdybyśmy zrobili te kanapki w Nowej Zelandii, z nowozelandzkim kurczakiem to nie byłoby problemu….
No powiem Wam, że myślałam iż to jakiś żart…straż graniczna, policja i zabójcza kanapka z kurczakiem – Jezu dlaczego jej nie zjadł ktoś z Nas w tym cholernym samolocie?
Wystraszeni, zaczęliśmy się tłumaczyć (oczywiście zgodnie z prawdą), że jesteśmy tylko turystami, którzy chwilowo uczą się i pracują w Australii i naprawdę nie mieliśmy pojęcia, że kanapka z kurczakiem może być gdziekolwiek NIELEGALNA !
Chwilę to trwało, straż graniczna i policjantka coś tam między sobą zaczęli rozmawiać po fidżyjsku….i ostatecznie powiedzieli Nam , że (niby) w drodze wyjątku nie deportują Nas i nie zrobią dalszych problemów prawnych w tym kary finansowej , ALE Naszą biedną kanapkę muszą skonfiskować :-))
Normalnie jakieś, jaja oczywiście nie protestowaliśmy , oddaliśmy grzecznie tą pechową kanapkę w cholerę, oddano Nam paszporty i…jesteśmy na FIDŻI!!!!
DROGA DO HOTELU I HOTEL
Na początek wybraliśmy się na Coral Coast, do hotelu Tambua Sands Beach Resort niedaleko mieściny o nazwie Sigatoka.
Udaliśmy się tam taksówką, wiózł Nas bardzo miły Pan który przez prawie 40 minut jazdy właściwie to się nie odzywał 😛
Najważniejsze jest to że dowiózł Nas całych i zdrowych do hotelu 🙂 A że nie chciało mu się z Nami gadać to już trudno, nie każdy musi 😛


Tak jak wspomniałam do hotelu Tambua Sands dotarliśmy cali ale zmęczeni po przygodach z australijskim kurczakiem.
Hotel jest zrobiony w stylu fidżyjskim, skromnie ale klimatycznie.
Obsługa przemiła, bardzo wesoła i pomocna. Naszym „kolesiem” z recepcji został od razu chłopak o imieniu Tuisadebo, ale kazał do siebie mówić Tui 🙂 Na prawdę pomocny i wyluzowany , chyba w żadnym hotelu na świecie w sumie nie spotkaliśmy się z takim podejściem do klienta!
P.S. po przyjeździe zostaliśmy ugoszczeni drinkiem powitalnym – oczywiście był bardzo dobry!




Hotel jest położony w po prostu super miejscu, przy samej plaży z rafą koralową, około piękne palmy kokosowe, krystalicznie czysta woda, kolorowe rybki, rozgwiazdy, a co najważniejsze….PUSTA PLAŻA – wspaniałe uczucie.
My mieliśmy bungalow dosłownie ze 30 metrów od plaży!








Na terenie hotelu znajduje się fajny basenik więc , jak znudzisz się wodą z Oceanu, od razu możesz wskoczyć do basenu i odwrotnie 🙂


Hotel dysponuje wypożyczalnią kajaków – co dziwne darmowo można je wypożyczyć hehe. Mówię że dziwne, ponieważ zważając na ceny jakie tam panują to naprawdę cud żeby za coś nie zapłacić.
W każdym razie teren wokół hotelu jest naprawdę mega i aż chce się tam leżeć lub spacerować i po prostu sobie tak egzystować patrząc się w dal !










Wieczorami oczywiście organizowane są atrakcje dla turystów (jak wszędzie ;-P ). Ale są naprawdę ciekawe np. wyplatanie z liści bananowca koszy, przyrządzanie tradycyjnej fidżyjskiej potrawy o nazwie KOKODA (niebo w gębie), czy też ceremonia picia fidżyjskiego magicznego napoju o nazwie KAVA – ale o tym za chwilkę.
KOKODA
Jest to typowo fidżyjskie danie, które zaserwuje nam każda gospodyni domowa i gospodarz ma się rozumieć. Rozkrajasz dojrzałego kokosa maczetą, wrzucasz do mleczka w kokosie pokrojoną w kosteczkę surową rybę, wyciskasz sok z limonki, dodajesz cebulkę, ogóreczek, papryczkę, chilli, kolendrę, sól, pieprz, 1 łyżeczkę mixu przypraw i mieszasz, czekasz 1h i zjadasz…pyszne na prawdę, tego smaku się nie zapomina.
Uczyliśmy się robić to danie, więc jak ktoś będzie zainteresowany przepisem konkretnym to zapraszamy do kontaktu, podzielimy się z chętnymi 🙂




KAVA
Ogólnie kava to taki „krzaczek” który jest mega popularny na Fidżi. Przygotowuje się z niego napój o tej samej nazwie i dosłownie celebruje się jego spożywanie.
Kava ( w zależności od wypitej ilości) powoduje rozluźnienie, czasami lekkie halucynacje i ogólnie daje pozytywnego kopa i szczęście.
Nie jest to narkotyk- tzn. tak uważają mieszkańcy wyspy hehe. Jest to powszechnie stosowana roślina na Fidżi, aczkolwiek już do Australii lepiej jej nie wwozić jako pamiątka, bo tutaj to można sobie narobić kłopotów nawet za wwóz kiełbasy suchej krakowskiej 😛 Wiem co mówię hehe.
Kavę przeważnie przygotowuje szaman, wokół niego gromadzą się ludzie chcący brać udział w celebracji picia tego napoju. Szaman (lub inna osoba) susz kavy ugniata i ugniata gołymi rączkami, co rusz dodając wody. Miesza i miesza , zaczyna wychodzić z tego niezłe błotko, które niestety apetycznie nie wygląda.
Jak napój jest już gotowy to z misy, w której był przygotowany nabiera się go do skorupy po kokosie i tak „puszcza” w kółko i każdy po kolei spija sobie tyle ile ma ochotę. Tak wiem nie jest to zbyt higieniczne ale no jak gdzieś jedziemy to szanujemy ich zwyczaje więc, jak mi się ni podoba to po prostu nie korzystam z gościny tubylców 🙂
Należy pamiętać, że przed każdym łykiem należy klasnąć w ręce jeden raz i krzyknąć hasło „Bula” (co oznacza witaj w języku fidżyjskim), a następnie po wypiciu swojej „dawki” podać dalej łupinę kokosa z napojem , klasnąć trzy razy i wypowiedzieć słowo „Maca” (wstyd przyznać ale nie pamiętam co ono oznaczało….)
Tak czy siak, oczywiście wzięliśmy udział w takiej ceremonii, dla mnie osobiście kava smakuje nadzwyczaj DZIWNIE, nie porównam tego smaku do niczego….w zasadzie to wypiłam tylko 2 łyki przy dwóch okrążeniach bo się bałam, że się znarkotyzuję albo co hehe. Tak czy owak było to świetne doświadczenie, kava sparaliżowała mi po tych 2 łykach język więc bankowo ma jakieś tam „magiczne” , dziwaczne właściwości, które dają szczęście po większej ilości łyczków… 🙂






KILKA HISTORII Z NASZEGO POBYTU.
BEZPIECZEŃSTWO I LOKALNY TRANSPORT
Naszym zdaniem Fidżi to bezpieczne miejsce dla turysty. Zostaliśmy nastraszeni trochę przez parkę polaków (jacyś naukowcy uniwersyteccy mieszkający na co dzień w Dubaju) którą poznaliśmy właśnie na terenie hotelu – mówili że oni od tygodnia nie wyszli nawet za bramy hotelowe bo tu wszyscy kradną, gwałcą i mordują.
Nic bardziej mylnego !!!
Stwierdziliśmy, że zaryzykujemy i jedziemy lokalnym autobusem „na miasto”.
Przystanek jest wprost przy samym hotelu. Należy pamiętać, że coś takiego jak rozkład jazdy tam nie istnieje 😛 jak kierowca chce to podjedzie i jak będzie miał ochotę to się zatrzyma i Nas weźmie na pokład 🙂
No cóż, stanęliśmy na ulicy zaczęliśmy machać do autobusu i po dzikim wyhamowaniu , Pan kierowca Nas wpuścił. Faktycznie zabawnym uczuciem było to że dosłownie WSZYSCY się na nas gapili jak na kosmitów…chyba dlatego że byliśmy jedynymi „białymi” w tym autobusie.
Co więcej, nawet jakieś szepty były, i naprawdę gapienie się lokalsów aż przeszywało od wewnątrz hehe.
W każdym razie nikt Nas nie zjadł i nie okradł a do Sigatoki dojechaliśmy cali spoceni (nie ma klimatyzacji w autobusach lokalnych- busy pamiętają lata 70 jak nie lepiej, ale klimat total czad)


SIGATOKA
Sigatoka to nie duże miasto przez które przepływa rzeka o tej samej nazwie 🙂
Wszędzie pełno ludzi, handlarzy ulicznych sprzedających różne owoce, warzywa i czego dusza zapragnie. Kolorowo, wesoło i naprawdę nie do opisania.
Pełno knajpek z lokalnym jedzeniem, żadnych fast foodów i sieciówek typu McDonald’s i inne tego typu wymysły! (jeden Mak znajduje się tylko w mieście Suva – stolicy Fidżi)
Jak w każdym egzotycznym kraju, złota zasada – jemy tylko w miejscach w których siedzą lokalsi 🙂 choćby nie wiem jak brudno wyglądało – wiadomo, że żarełko będzie tam dobre i świeże!
Ogólnie ceny w takich powiedzmy zwyczajnych marketach są wręcz bandyckie, tym bardziej przekładając to na poziom życia i zarobków fidżyjczyków. My jako turyści to aż się za głowę łapaliśmy a jak ci ludzie żyją na co dzień z tymi cenami to nie mam pojęcia.
np. butelka wody 10 FJD (10 dolarów fidżyjskich to jakieś 20 złotych!!!) o alkoholu nie wspominając – ceny widoczne na fotce 😛






SZALONA RODZINKA Z NOWEJ ZELANDII
Jednego dnia podczas wylegiwania się poznaliśmy serio zakręconą rodzinkę z Nowej Zelandii mama, tata i bliźniaki w wieku 8 lat!!
Jakoś tak się zgadaliśmy przy basenie bo oni akurat przylecieli i zapytali czy jedziemy na miasto coś zjeść 🙂
Dlaczego szalona rodzinka? – prowadzą bloga podróżniczego, ale to naprawdę hardkorowcy. W tamtym czasie (rok 2017) byli już od 6 miesięcy w podróży. Fidżi było ich bodajże 3cim przystankiem. Dzieci prowadziły naukę online (uzyskali zgodę od Ministerstwa Szkolnictwa).
Opowiadali Nam że zamierzają podróżować dopóki kasa się nie skończy a ich ostatnim celem w podróży jest za jakieś 3 lata Barcelona i obejrzenie na żywo meczu na Camp Nou 🙂 – dzieciaki nawet kazały do siebie mówić Ronaldo i Zidane ! Nabil- tata- ma wytatuowany ogromny herb Barcy na nodze.
Sprzedali swoje 2 posiadłości które mieli w Wellington, rzucili swoje dotychczasowe życie i po prostu ruszyli w świat z dzieciakami.
Szacunek dla takich ludzi – serio, myślę że wiele osób chciałoby coś takiego zrobić ale nie ma odwagi.
Wyobraź sobie, podróżują cały czas, gdzie ich poniesie, w międzyczasie jak pieniądze się kończą łapią jakąś dorywczą robotę i ruszają dalej – szaleństwo ale podziwiam i czasami też myślę o tym , ale jedyne co mnie od tego odwodzi to fakt posiadania małych dzieci – bo nie oszukujmy się , nie w każdym kraju w razie jakiejś choroby czy nieszczęścia znajdziemy pomoc medyczną na poziomie.
Na razie mogę tylko pozazdrościć Naszym znajomkom z Nowej Zelandii, może kiedyś sam człowiek zdecyduje się na taki krok? 🙂
P.S. Rodzinka Alefaio odwiedziła Polskę w 2019 roku – bardzo im się podobało i naturalnie zasmakowały im pierogi, kopytka, bigos, rosołek i ogólnie Polska kuchnia 🙂
OKOLICE HOTELU TAMBUA SANDS
Na zwiedzanie okolicy zabrał Nas , Tui – chłopak pracujący w hotelu, o którym wspominałam już wcześniej. Jakiegoś dnia siedzieliśmy sobie na plaży a ten podszedł i zapytał czy chcemy zobaczyć okolicę, że Nas zaprowadzi na ładne widoki i poopowiada po drodze o życiu na Fidżi
Zwinęliśmy się w 3 minuty i poszliśmy za Tuim, po drodze zgarniając z basenu Naszych znajomków z Nowej Zelandii i ich dzieciaczki 🙂 Wszyscy razem pomaszerowaliśmy za naszym „przewodnikiem”, który stwierdził, że aby dojść na górę z widokami, przejdziemy się trochę okrężną drogą przez plażę 🙂
Tui zabrał ze sobą maczetę , w razie gdyby jakieś krzaki nie chciały nas przepuścić dalej albo gdyby jakiś oszalały wąż stwierdził, że nas zje. (okolice hotelu to dżungla i plaża).
Po drodze znaleźliśmy na plaży jakąś skrzynię, którą wyrzuciło morze – oczywiście każdy dyskretnie ją obejrzał i poszliśmy dalej…. (historię skrzyni opowiem dalej)
Tui po drodze pokazywał Nam domy w dżungli i opowiadał, że tutaj na Fidżi każdy może sobie mieszkać gdzie chce i jak chce, oraz z czego chce. Domy w większości przypadków są zbudowane z desek, blachy i liści palm czy też bananowców. Tui tłumaczył Nam, że rząd to złodzieje i bandyci a na Fidżi ludzie są szczęśliwi pomimo tak naprawdę powszechnie panującej biedy ( swoją drogą może i miał rację, tam nie ma pogoni za kasą jak u Nas w Europie, i ludzie zdają się być serio szczęśliwi pomimo tego iż nie mają za wiele).
Na weselach zawsze bawi się cała społeczność lokalna, na chrzcinach, na urodzinach na każdej możliwej uroczystości zawsze kolorowo ubrana w bula shirty i z tego co nam mówił Tui prezenty także robią sobie nawet ludzie którzy się nie znają 🙂
PS. Najważniejsze że na Fidżi jak zobaczysz kogoś w takiej a la „hawajskiej” jakbyśmy to nazwali koszuli to znaczy że dzisiaj jest jakiś ważny dzień dla tej osoby. Ta koszula nazywa się BULA SHIRT (bula po fidżyjsku znaczy witaj). Bula shirta noszą i kobiety i mężczyźni. Oczywiści sami sobie sprawiliśmy takie jako pamiątkę z Fidżi.
Ale powracając do tematu, tui zaprowadził Nas okrężną drogą na wzgórze widokowe znajdujące się niedaleko hotelu Tambua Sands, do którego sami byśmy bankowo nie dotarli, bo dojście na te widoczki było dosyć kłopotliwe i ukryte 🙂
Co prawda było trochę wchodzenia pod górkę, ale kurka wodna – opłacało się dla tych pięknych widoków. Pamiętajcie, że fotki nigdy nie oddają tego co widać na żywo!








TAJEMNICZA SKRZYNIA Z PLAŻY
Nawiązując do wcześniejszej historii ze skrzynią na plaży…więc leżała ona sobie tak nie wiadomo ile, i tak jak wcześniej wspominałam my, znajomki z NZ oraz tui każdy widać że był nią zainteresowany ale jakoś chyba każdemu było głupio o tym powiedzieć.
Tego samego wieczora, jeszcze przed zachodem słońca postanowiliśmy, że idziemy w tamto miejsce i zobaczymy czy nikt jej nie „zwinął”.
Nie wiem dlaczego ale sobie wkręciliśmy, że może się w niej znajdować jakiś skarb…. Więc „cichaczem” jak Tui pracował, a rodzinka z Nowej Zelandii bawiła się z dziećmi przy basenie my twardo zebraliśmy jakieś skały, i poszliśmy do skrzyni walić w nią ile sił w rękach, żeby ją rozbić i dotrzeć do domniemanego skarbu….
Minuty mijały i w końcu jakimś cudem udało się rozwalić skrzynię, z której niestety wyleciała tona suchego piasku….ehhh szkoda bo już myśleliśmy ze jakieś kosztowności się tam znajdą….chyba za dużo filmów oglądamy 🙂
W każdym razie następnego dnia po śniadaniu, tata nowozelandzkiej rodzinki przybiegł do nas z informacją, że „ktoś był na plaży i rozwalił skrzynię i bankowo tam był jakiś skarb, a tak poza tym na pewno zrobił to Tui jak nie widzieliśmy” 🙂 Oczywiście się nie przyznaliśmy, że to my szukaliśmy skarbu w skrzyni, ale fajnie że okazało się, że oni także cichaczem poszli ją otwierać 🙂
Tui do tej pory nie wie, że został posądzony o grabież skarbu piratów 😛


KANIBALIZM NA FIDŻI
Jeszcze do niedawna mówiło się, że Fidżi jest Państwem, w którym kanibalizm jest na porządku dziennym. Nic bardziej mylnego, nie musicie się martwić, że ktoś Was tam porwie, ugotuje i zje.
Kanibalizm owszem był „powszechny” jednak wśród różnych plemion zamieszkujących wyspę i zjadali oni głównie wojowników „jeńców” , których pojmano podczas bitew czy wojen.
Są to informacje pozyskane od rodowitych fidżyjczyków, więc myślę że prawdziwe 🙂
Jedną z pamiątek jaką można zakupić na Fidżi jest właśnie widelec (oczywiście jego replika), którym zjadano mięso ludzkie. Tak – też sobie taki sprawiliśmy!!! To takie must have po prostu!


KOŚCIÓŁ NA FIDŻI – MSZA ŚWIĘTA
Pewnego razu nasz znajomek Tui, zapytał czy przy okazji niedzieli nie zechcielibyśmy pójść z nim do kościoła do lokalnej wioski i uczestniczyć we Mszy świętej. (Króluje tu głównie protestantyzm)
Oczywiście ni zastanawiając się długo, odzialiśmy się odpowiednio….w sumie ja założyłam długą spódnicę do kostek i bluzkę zakrywającą ramiona, Mariusz jako facet nie musiał za bardzo kombinować i ruszyliśmy z Tuim (jak zwykle zgarniając szaloną rodzinkę Alefaio) do tamtejszego kościoła.
Tui ostrzegł Nas, że zapewne będą się na nas patrzeć jak na przybyszy z innej planety, ale jakoś nas to nie odstraszyło.
Droga do wioski zajęła nam jakiś 15 minut z buta, wioska była położona oczywiście z dala od głównej drogi w jakiejś dżungli.
Weszliśmy do kościoła, zajęliśmy swoje miejsca na tyłach (bo stwierdziliśmy że nie będziemy swoją obecnością za bardzo rozpraszać w modlitwie tubylców jak siądziemy na samym końcu).
W międzyczasie lokalna społeczność zaczęła się schodzić do Kościoła i zajmować swoje miejsca. Kobiety ubrane bardzo elegancko, w garsonki, obwieszone biżuterią, każda z wachlarzem w ręku. Mężczyźni równie elegancko ubrani w garnitury lub Bula Shirty, wypastowane lakierki, no wszystko picuś glancuś jak to się mówi.
Już to zrobiło na Nas wrażenie.
Dzieci były wprowadzone do Kościoła tylko na początek, potem przyszła po nie jakaś Pani i zabrała do sali obok na tzw. „niedzielną szkółkę” i tam dzieci oglądały jaką religijną bajkę i rozmawiały z Panią o niej.
Wszedł pastor, Msza się zaczęła.
Powiem Wam , że takiego czadu to jeszcze nie widziałam nigdzie na świecie.
Oczywiście wszyscy ale to wszyscy śpiewali gospel. Kobiety dosłownie szalały, wywracały oczami jak w jakimś transie. Tańczyli tam te ludziska. Krzyczeli do nieba!
Normalnie czuliśmy się tam jak w jakimś amerykańskim filmie. Na serio….tego się po prostu nie da opisać, to jest takie przeżycie, że jak nie zobaczysz na własne oczy to po prostu nie uwierzysz….
Msza trwała jakoś godzinkę. Pastor prowadził ją oczywiście w języku fidżyjskim więc nic nie rozumieliśmy, ale miłe było to że Nas przywitał po jakimś czasie łamaną angielszczyzną 🙂
Po Mszy, chcieliśmy jeszcze wejść głębiej w dżunglę i zobaczyć konkretniej życie lokalnej społeczności, ale niestety…..dlatego że tak na spontanie Tui nas zaprosił do Kościoła, nie mieliśmy ze sobą żądnych prezentów dla wodza (głównie daje się kavę) co nie byłoby mile widziane, więc musieliśmy zrezygnować i wróciliśmy do hotelu…..ale może kiedyś jeszcze tu powrócimy???
Żegnamy się z Coral Coast i ruszamy do Nadi.




NADI
Tutaj znajduje się jedno z dwóch dostępnych na Fidżi lotnisk. Drugie mieści się w stolicy – mieście Suva.
Wybraliśmy się tutaj na kilka dni, żeby mieć lotnisko pod nosem gdyby były jakieś problemy z dotarciem z powodu „FIJI TIME” hehe – tutaj na wszystko mają czas 😛
W Nadi zatrzymaliśmy się w hotelu Tropic of Capricorn. Taki prosty hotelik z basenem, przy samej plaży. Bookowany na szybko . Ale ogólnie okej na 2 noce 🙂 Fakt że dosyć głośny bo prawie sami backpackersi się tam zatrzymywali, zakręceni , ale spoczko!
W sumie tutaj poznaliśmy kilku backpackerów z Europy, szalonego Amerykanina dziadka na wakacjach i siedliśmy jednego wieczora do ceremonii z kavą 🙂
Jakiś gość grał nam na gitarce i śpiewał. Było naprawdę zacnie!










MODRIKI ISLAND – TOM HANKS – CAST AWAY. POZA ŚWIATEM.
Któż z Was nie oglądał wzruszającego, hollywoodzkiego filmu Roberta Zemeckisa, z Tomem Hanksem i Helen Hunt w rolach głównych – „Cast Away – poza światem” ?
Jeśli ktoś z Was nie zna tego filmu to bardzo polecamy go obejrzeć a potem wybrać się chociażby myślami oglądając Nasze fotki na wyspę Modriki Island, na której kręcono ten właśnie film!!!
Zacznę od tego, że chyba była to Nasza główna misja jak decydowaliśmy się na podróż na Fidżi, no dosłownie spełnienie marzeń to już było samo Fidżi, ale te Modriki achhh…… wisienka na torcie.
Powęszyliśmy i znaleźliśmy 2 braci którzy wożą swoim katamaranem właśnie na tą wyspę….. Mariusz wynegocjował trochę cenę, zeszli Nam sporo bo opowiadaliśmy historie jacy to z Nas biedni studenci z Polski 🙂
W każdym razie, chłopaki oczywiście profesjonalnie zajmują się wycieczkami na tą wysepkę i najlepsze jest to że tylko oni mają zezwolenie tam podpływać i wchodzić na ląd …ponieważ wyspa należy do….ICH BABCI :-))
Żaden statek nie ma prawa zacumować na Modriki, bez zezwolenia z ich rodziny…..a takich zezwoleń nie wydają, więc mają monopol na wycieczkowanie z turystami, sprytne 🙂
Z portu w Nadi płynęliśmy dobre 2h katamaranem, po drodze zabrali Nas na tzw. „Sandbank” gdzie można było nurkować, snorkelować, opalać się i w ogóle rozkoszować widokiem.
Sprzęt tj. rurki i maski są w cenie więc o nic się nie martwcie. Jak ktoś nie umie pływać, lub pływa słabo, też dają sprzęty aby się nie utopić!
Ogólnie proszę Państwa miłego….woda……masakra….w pozytywnym znaczeniu….. po prostu bajka…. Przejrzystość, widoczność….te ryby pływające około ciebie….znów ….coś nie do opisania.
Śmiałkowie popłynęli ciut dalej na nurkowanie, m.in. mój towarzysz , ja się bałam hehe, ale pokazywał mi filmiki nagrane GoPro to hohoho, tutaj to dopiero ryby i inne potwory morskie pływały…..no po prostu czad.






Po przerwie na Sandbanku, Panowie z „Cruisin Fiji” – bo tak nazywa się firma wspominanych prze zemnie braci, zabrali Nas do docelowego miejsca czyli na wyspę Modriki.
Dotarliśmy…. Tam czekał na Nas piknik na plaży…… oraz w dżungli…piłka…… WILSON 🙂 taaakkk ta sama która była przyjacielem Toma Hanksa jak rozbił się jego samolot na tej wyspie!!!


Na wyspie cały czas leży napis HELP, który został stworzony na potrzeby filmu. Nie likwidują go od roku 2000 kiedy, film był kręcony.


Ciekawostką jest to że wyspa jest oczywiście nie zamieszkała, ale wokoło znajduje się pełno małych wysepek, niektóre to typowe resorty hotelowe (coś na styl tych na Malediwach), niektóre zamieszkałe.
W fimie Cast Away tego nie zobaczycie……a to dlatego, że wszystkie wyspy zostały komputerowo usunięte na potrzeby produkcji 🙂
Kurka wodna a ja myślałam, że ta wyspa naprawdę jest taka samotna heheh.
Tak czy siak, Modriki Island to raj na ziemi…..nie wiem jak to ująć w słowa, ale samo to że człowiek zlądował w TAKIM miejscu, ze świadomością, że niestety nie za wiele osób będzie miało możliwość odwiedzenia tego miejsca daje takie poczucie szoku normalnie.
Po raz kolejny powtórzę to co już nie raz pisałam w tym poście….. jest to coś co oczy zobaczą i nie chcą tego odzobaczyć, a zdjęcia czy filmiki nie oddadzą prawdziwego piękna i klimatu takich miejsc.
Jeśli kiedykolwiek, ktoś z Was będzie miał możliwość odwiedzenia Fidżi, nie zapomnijcie odezwać się do Nas, damy wam namiary na chłopaków wożących na Modriki Island, bo to jest coś czego nie możecie przegapić będąc na końcu świata.
























W razie jakichkolwiek pytań co do posta, lub po prostu jakbyście chcieli dowiedzieć się więcej o tej magicznej wyspie na końcu świata, zapraszamy do kontaktu !! kokostravel@gmail.com lub na naszym facebooku!!!
Pozdrowionka kokosanki!